Strony

środa, 31 sierpnia 2016

Z życia wzięte - siła miłości

Moja mama spędziła trzy dni w szpitalu na badaniach. Odwiedzałam ją dwa razy dziennie i telefonowałam. Zaopatrzyłam babcię w komórkę, jednak działo tylko w jedna stronę - odbierała moje telefony. Z dzwonieniem z komórki do mnie, był już problem. Za każdym razem na nowo muszę tłumaczyć zasadę obsługi telefonu (babcia zapomina, ma w końcu już 92 lata). Jednak tym razem zaskoczyła mnie dwukrotnie: po pierwsze, kiedy ją odwoziłam - zapytała: "a telefon?". Powiedziałam, że mam i dam... Potem już siedząc na łóżku szpitalnym starsza pani wyjęła karteczkę-ściągę, gdzie miała napisane: "zielony - odebrać", "czerwony - skończyć rozmowę". Hmm, wszyscy kiedyś będziemy starzy... A i tak muszę stwierdzić, że mama zważywszy na wiek, radzi sobie doskonale i jest zupełnie samodzielna.
Jednak nie o tym chciałam pisać. Mama leżała w sali z trzema paniami: oczywiście była najstarsza. Dwie kobiety były mniej więcej w moim wieku i jedna pani - Wanda w wieku 82 lat. Pani Wanda okazała się osobą niesamowitą: bardzo żywotna, optymistka. W ciągu moich tam wizyt zdążyła opowiedzieć niemal całe swoje życie . Dwie pozostałe pacjentki wydawały się jakieś takie opuszczone przez rodziny; jedna leżąca z zaawansowaną cukrzycą, bardzo tęga - już o siebie nie walczyła (tylko rok starsza ode mnie!) wymagała całkowitej obsługi, nawet ręki nie podnosiła... Druga pani - Grażyna osłabiona mocną anemią, nie radziła sobie psychicznie, nikt jej prawie nie odwiedzał, a była matką pięciorga dzieci. Widać, że jej choroba była jej problemem. Ot - ludzkie losy... I pani Wanda - kobieta "iskierka". Dwa razy dziennie (poza inną rodziną) odwiedzał ją kochający mąż, sam po wylewie, nie jeżdżący samochodem, który na pewno musiał czuć zmęczenie po przemierzeniu trasy do szpitala. Dało się zauważyć, że państwo Wanda i Mieczysław szanują i kochają się bardzo. Miecio przynosił żonie smakołyki m.in. maliny i jeżyny z własnego ogrodu. Ogromnie przejmował się wszystkimi wieściami na temat stanu zdrowotnego żony. A teraz to najważniejsze - pan Miecio miał pragnienie - by jeszcze - odchodząc ze szpitala, rzucić okiem na okno, za którym przebywa żona. Jakoś sam nie był w stanie go zidentyfikować, kiedy znajdował się na dziedzińcu szpitala. Wymyślił więc, że małżonka wystawi przez okno  swój ręcznik. Moja mama pożyczyła laski i pani Wanda, swemu odchodzącemu małżonkowi wywiesiła przez okienko ręcznik...
Cudowna miłosna historia - nieprawdaż?

* * *
 
Widzę, że opuszczają mnie obserwatorzy. No cóż blog nie jest stricte robótkowy i jak widać ostatnio przeważa  tematyka nierobótkowa. Świadomie nie zakładałam kilku blogów o różnej tematyce, bo jest to zbyt uciążliwe do realizacji. No cóż mam teraz mało czasu na robótki - takie życie. Po prostu inne priorytety. Do robótek "etatowo", a nie sporadycznie, jak teraz - powrócę zdecydowanie na emeryturze (mam nadzieję, że będę: a) mieć więcej czasu, b)uda mi się zdecydowanie więcej realizować dzianinowych pomysłów). A, że teraz  piszę o miejscach, w których byłam - to "ku pamięci". Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkich Czytelników to interesuje - trudno. Blog nosi nazwę "U Antoniny" - co sugeruje niejednolitość pasji i zainteresowań. Okresowo przeważa coraz to inna tematyka. Mam nadzieję, że wytrwali Czytelnicy razem ze mną doczekają mojej emerytury (najpóźniej za rok) i powrotu to pasji robótkowej.