Strony

niedziela, 29 maja 2016

Szeroki Wierch

i Wołosate - tylko tyle... i zakończyła się dla mnie i córki sobotnia wycieczka w góry. Plan był ambitny - jeszcze raz przejść trasę bieszczadzkiego worka. Tym  razem wyruszyłyśmy raźno z Ustrzyk Górnych szlakiem czerwonym. Pogoda nawet słoneczna i ciepełko sprawiły, że wędrowałyśmy efektywnie, bez odpoczynku na trasie - przed nami było jeszcze sporo kilometrów i godzin. Niestety po wyjściu ze strefy lasu, aura gwałtownie się pogarszała. Coraz więcej chmur, zaczęło kropić. Co tam, deszcz nam niestraszny...




Już przy podejściu w kierunku Tarnicy zaczęło lać. Potem smagało lodowatym deszczem i gradem. Wyjścia nie było, trzeba było przeć przed siebie. Zrezygnowałyśmy z wejścia na Tarnicę. Był to już etap, kiedy w butach chlupało i w zasadzie nie miałyśmy na sobie suchego odzienia. Kurtki zostawiłyśmy w samochodzie, a same softshelle nie wystarczyły. Sądzę jednak, że przy tej pogodzie i kurtki, by nie przetrzymały. 



Nie było co dywagować - stwierdziłyśmy, że kończymy wycieczkę i schodzimy do Wołosatego niebieskim szlakiem. Przemoczone dosłownie do majtek, już na samym dole wygrzebałyśmy z równie mokrych plecaków zapasowe cienkie bluzy, które pozwoliły na chwilę się zagrzać i które o dziwo nie zamokły.

Całe ubranko na nas jest kompletnie mokre, właśnie zdjęłam chusteczkę z głowy i wykręciłam (wisi na barierce), z rękawów kapie woda, w butach chlupie i w zasadzie to wszystko jedno czy idziemy po kałużach, czy nie.
Zdjęcie zrobił nam mijający nas pan - podobnie przemoczony

 Z Wołosatego trafił się nam bus i wróciłyśmy do naszego auta stojącego na parkingu w Ustrzykach Górnych. Na całe szczęście miałyśmy skarpety i buty do przebrania, włączyłyśmy też ogrzewanie.
Na dole oczywiście ciepło i słońce... No i tłumy zaczynające swą wycieczkę w kierunku Tarnicy - jakoś ludziska nie wierzyli w to, co tam na górze. Szli jeszcze tacy czyściutcy, suchutcy i niewybłoceni.
W sumie, jak wykazały pomiary, nasza trasa zamknęła się w 3 godz.41 min. - zrobiłyśmy 11.21 km - szło nam się początkowo w bardzo dobrym tempie, bez potrzeby odpoczywania.
Zdjęć prawie nie ma, kilka zaledwie, kiedy to chmurzyło się i zaczynało kropić i jedno po zejściu z góry. Tam na górze nie dało się myśleć o robieniu fotek, kiedy nic nie widziałam przez mokre okulary, nawet nie myślałam o wyjmowaniu sprzętu do fotografowania. Chodziło o to, by jak najszybciej wyjść ze strefy burzy. Grzmoty słyszałyśmy dopiero, kiedy byłyśmy już prawie na dole.
Szkoda, bo plan był ambitny, kondycja dobra i była szansa na piękną wycieczkę.

poniedziałek, 23 maja 2016

Maj w ogrodzie

Kiedy wczoraj sposobiłam się, by na blogu napisać kilka słów - okazało się nagle, że nie ma internetu. Nic tak nie złości, jak nagła awaria, której usunąć nie ma jak, bo dopiero w dzień roboczy można dzwonić do dostawcy. Owszem oświecono mnie dzisiaj, że była jakaś awaria prądu na klatkach schodowych naszych dwóch połączonych bloków. To nawet dlatego brama wejściowa otwarta została na oścież - gdyż nie działał domofon. Nie wiedziałam tego, bo po prostu wieczorem nie wychodziłam z mieszkania. Nasze psiska odmówiły nocnego wyjścia "na siku". Ifie nawet nie chciało się podnieść tyłka z legowiska. Starzeje się dziewczyna i tyle. Po dniu spędzonym w ogrodzie nie ma ochoty na nic.
A dzisiaj chciałam pokazać kilka fotek roślin z ogrodu, który zmienia się dosłownie z dnia na dzień. Rośliny szybko kwitną, przekwitają, dołączają do nich następne. W tym roku cudownie zakwitł złotokap, zapewne w wyniku lekkiej zimy, nie przemarzły pączki kwiatowe.


Założyliśmy  też nową rabatę  azaliami i rododendronami (na razie kupiliśmy cztery krzaki) - dwa stare mamy w innym miejscu. Niestety nowe rośliny nie kwitną równocześnie, a sama rabata jest jeszcze bardzo "surowa".



Ten - to stary krzew
 
Mamy też kasztanowca (rośnie dość powoli), ale już od kilku lat kwitnie. Wprawdzie kwiaty nie są oszałamiająco gęste, sam fakt, że kasztanowiec utrzymał się w naszym ogrodzie - cieszy.
 
 
 
Drzewko jest prezentem od naszego teścia. Bardzo długo chroniliśmy je siatką, gdyż młode drzewka są u nas często niszczone przez koziołki.
W tym roku taki jeden może trzylatek upodobał sobie nasz ogród i systematycznie nas odwiedza, nawet w samo południe. Podchodzi bardzo blisko, dostojnie przemierza łąkę, zupełnie ignorując szczekającą na niego wściekle Tolę. Po prostu uważa, że to on jest u siebie. 
A to już różne migawki z ogrodu:
 


 




 

niedziela, 15 maja 2016

Virus II

Zawirusowało mnie zupełnie i chuścianie (bo drugą chustę wzorem "Virus" zrobiłam), i w życiu. Gdyż od kilku dni zmagam się z jakąś infekcją wirusową dróg oddechowych (tchawica): najpierw zanik głosu (porozumiewanie się szeptem), potem długie niekontrolowane ataki kaszlu wynikające z wysilania krtani, by coś tam powiedzieć, następnie katar i spuchnięte migdałki. A wszystko to bez temperaturowo. Tyle, że osłabiło mnie i musiałam nawet zrezygnować z treningów... W sumie strata czasu, bo za bardzo to się do życia nie nadaję. Dlatego zdjęcia drugiej chusty wieszakowe i balkonowe. Zresztą pogoda dosyć kiepska: wczoraj cały dzień ulewny deszcz, dzisiaj nieco lepiej, ale dość chłodno.
 
 
Włóczka "Diva Batik Alize", kolor 4538; 350m/100 g; 100% mikrofibra;
zużycie 300 g; szydełko 3 mm 
 
Jak widać kolory znów się ułożyły po swojemu. Jedna strona chusty wyszła różowa, druga biało-niebieska. Troszkę też drażni mnie to zestawienie niebieskiego z żółtym, czego nie przewidziałam, kiedy wybierałam kolor. Sądziłam, że wyjdzie to bardziej tęczowo.
 


Brzegi wykończyłam najpierw półsłupkami, a potem oczkami rakowymi, co wyraźnie je pogrubiło.


Zbliżenie na wzór
 
No i powstała kolejna letnia chusta. 

piątek, 13 maja 2016

Szynkowar

sobie kupiłam, żeby robić swojskie, zdrowe, parzone szyneczki.


Ogólnie jestem bardzo zadowolona - pierwsze próby dość udane: powstały szynka z indyka, przemieszana z odrobiną wołowiny i szynka z piersi kurczaka i indyka. Może jedynie za mało mięso doprawiłam. Dało się zjeść, a ponadto ofiarowałam zdrową wędlinkę mojej mamie.



Przyznać się muszę, że pierwsza próba  mi się nie udała. W swym zadufaniu i pewności siebie nie doczytałam o zasadach produkcji i szynka rozpadała mi się na kawałki - jednak te prezentowane dzisiaj na fotkach, to już całkiem udany produkt finalny.

*   *   *
A na koniec dnia ubranko dla lali. Lalka należała jeszcze do mojej córki. Prababcia Wandy przechowała ją w swym przepastnym domu. I teraz kiedy nasza mała wnuczka do nas przyjeżdża, bawi się Jasiem, którego oryginalne ubranko było już mocno sfatygowane. Więc z konieczności lalę należało przyodziać ponownie. Szybko zrobiłam sweterek, spodenki i czapeczkę.  Może w niezbyt porywających kolorach, ale na chybcika poszukanych w zapasach.
Oto Jaś w nowym ubraniu czeka na przyjazd Wandzi:

niedziela, 8 maja 2016

W kolorach Afryki - chusta "Virus"

- tak mi się skojarzyła, ta moja nowa chusta. I chociaż do lata jeszcze trochę, a wiosna ciepłem nie rozpieszcza, zrobiłam sobie nową letnią chustę, która ma okutać szyję jeszcze podczas chłodnego maja, okryć ramiona w letni wieczór, służyć jako pareo np. kiedy pojadę nad rzekę (hmm, kiedy to ja pojadę nad tę rzekę?!), no i w końcu poprawiać humor swymi afrykańskimi, energetycznymi kolorami.


Na dowód, że włóczka kolorystycznie wpasowuje się w afrykańskie klimaty - kolaż zestawiający wzory etniczne Afryki z moją chustą. Zdjęcia wzorów etnicznych Afryki - stąd

Włóczka "Diva Batik Alize", kolor 3242; 350m/100 g; 100% mikrofibra; zużycie 300 g;
 szydełko 3 mm 
 

W sklepie kolor został określony jako "papuzi" - i chyba faktycznie motek zawierał niemal wszystkie kolory upierzenia papug. Włóczka - mikrofibra "Diva Batik Alize" - przyjemna w robocie i dotyku. Niestety trudno jest wybrać zestaw kolorystyczny ze zdjęcia w sklepie. Rozwijający się motek i przybywająca robótka czaruje zestawieniami, finał kolorystyczny stanowi niespodziankę: jak ułożą się kolory?



 
No i u mnie jeden koniec  chusty jest bardziej pomarańczowo-zielony, drugi różowo-beżowo-niebieski, a dół stanowi bordiurę w kolorze niebiesko-różowym.




Wzór znany - "Virus", do pobrania za darmo na Ravelry. Żadna tam niespodzianka, bo Panie już dawno takie chusty wydziergały.

niedziela, 1 maja 2016

Pierwszomajowa wiosna

Długi weekend to dla nas czas pracy w ogrodzie. Dziś nieco odpoczywaliśmy, więc zrobiłam z aparatem fotograficznym rekonesans po ogrodzie. Cudny czas - wspaniały, piękny świat... Tylko się cieszyć przyrodą: