Strony

sobota, 25 lipca 2015

Kresy Wschodnie 2015 r. (2). Bołszowce, gdzie świtem pianiem budzą koguty, a długo w nocy ujadają psy

Bołoszowce - miejsce niezwykłe, gdzie historia i legenda przeplata się ze współczesnością. Miejscowość - dawne miasteczko - leży nieopodal Halicza i Bursztynu na szlaku (z boku) do Stanisławowa.


A przyciąga tam, nas Polaków, odrodzony z gruzów klasztor i kościół.

 
 
Wydawać by się mogło, że miejsce to zostało skazane na zagładę, że nie podniesie się,  jak wiele innych zabytków polskich na Ukrainie. Dziś tętni życiem religijnym i kulturalnym. Chociaż, kiedy tam zawitaliśmy, przyjmowani przez uroczego i bardzo gościnnego brata Piotra:



zapanował moment spokoju po spotkaniu młodych. Miejsce to było naszym lokum trzydniowym podczas kolejnej peregrynacji po Ukrainie. Tajemnicze i ekscytujące. Jeszcze nigdy nie mieszkałam w klasztorze, teraz pustym i cichym (poza zakonnikami, byliśmy w tym momencie jedynymi mieszkańcami).

Z bratem Piotrem






Widok z okna mojego pokoju w różnych porach dnia; ostatnie dwa zdjęcia to ranek przed odjazdem - za chwilę rozpocznie się burza
 
Nieco historii: dawny kościół Karmelitów Trzewiczkowych ufundowany przez Jana Gałeckiego, został ukończony w 1726 r. Było tu jedno z najważniejszych sanktuariów  maryjnych Ziemi Halickiej z cudownym obrazem Matki Bożej. Legenda tak opowiada o tym obrazie:
Był rok 1620. Rzeczpospolitą od 33 lat władał Zygmunt III Waza – z Bożej łaski król Polski, wielki książę Litwy, książę ruski, pruski, mazowiecki, żmudzki, inflancki, a także dziedziczny król Szwedów, Gotów i Wandalów. Właścicielem dóbr bołszowickich na Rusi Czerwonej, opodal Halicza, był wówczas pułkownik wojsk koronnych, późniejszy hetman polny Marcin Kazanowski, herbu Grzymała. Wrócił właśnie w rodzinne strony, spiesząc odeprzeć kolejny najazd tatarski. Myśli, czarne jak wody Dniestru, kłębiły się w głowie przyszłego hetmana. Przeciwników było znacznie więcej, aniżeli przypuszczał. Stojąc na deskach promu podczas przeprawy swych wojsk przez Dniestr, usłyszał plusk. To jego pies, wskoczywszy do wody, płynął z powrotem, trzymając w pysku zrolowane płótno. Kazanowski rozwinął rulon i zobaczył wizerunek Matki Boskiej z Dzieciątkiem. Uznał to za szczęśliwy znak i natychmiast obwieścił o znalezisku swemu wojsku. W bitwie z Tatarami Polacy odnieśli zwycięstwo, jednak sam Kazanowski został ciężko ranny. Złożony ciężką niemocą modlił się żarliwie do Matki Boskiej, przedstawionej na znalezionym wizerunku. Choć cyrulicy dawali mu niewielkie szanse, Kazanowski wrócił do zdrowia.
Uznał to za cud i w podzięce ufundował  kościół i klasztor Zwiastowania Matki Bożej i św. Marcina.

 Klasztor  i kościół - odbudowane prezentują się niezwykle dostojnie
 
 Kościół
 

 
 

 Tablice informujące z jakich funduszy zostały odrestaurowane zabytki
 
Ogrodzenie czeka na wykończenie
 

Zdjęcie z górnego piętra na wewnętrzny dziedziniec

Od 1624 roku - wyłowiony z Dniestru wizerunek NMP z Dzieciątkiem - znalazł swoje miejsce  w Bołszowcach, gdzie przez następne stulecia był czczony, otoczony powszechnym kultem wyznawców dwóch obrządków: katolickiego i grekokatolickiego. W 1945 r. obraz został wywieziony przez Karmelitów do Krakowa, a w 1966 r. do Gdańska, do klasztoru karmelitów.




 Wnętrze kościoła
 
 Zachowane stare ławki
 
 
 Zachowane zwieńczenia kolumn
 
 Autentyczne malowidła ścienne
 
Klasztor i kościół, zniszczone podczas działań wojennych – popadły w ruinę.
W 2002 r. metropolita lwowski ks. kardynał Marian Jaworski powierzył ojcom Franciszkanom Konwentualnym zadanie odremontowania obiektu.
Dziś w odbudowanym obiekcie (klasztor niemal od zera) odbywają  się konferencje poświęcone procesowi pojednania, jest to zarazem ważne miejsce kultu maryjnego i cel licznych pielgrzymek. Mają miejsce tutaj spotkania ludzi kultury np. plenery malarskie.

Wyjeżdżamy. Pożegnanie i jeszcze ostatnie zdjęcia z gospodarzem...
I ostatnie spojrzenie:


Zjeżdżamy, by rzucić okiem na centrum i szybko robimy zdjęcia dawnego ratusza, w którego budynku mieści się obecnie rada wiejska:





A taką uliczką dojeżdża się do bram klasztoru:


Opuszczamy Bołszowce w poniedziałkowy ranek. Życie toczy się normalnie. Widać, że ludzie zjeżdżają na targ, jakiś placyk zapełnia się kramami, furmankami z towarem, samochodami i ludźmi zmierzającym z różnych stron.



Niesamowicie dziurawą drogą, slalomem, zmierzamy 1,5 km do głównej szosy:


Kierunek: Polska.

W klasztorze w Bołszowcach można zarezerwować sobie pokój z wyżywieniem, zarówno osoby indywidualne, jak i wycieczki.