Strony

środa, 20 sierpnia 2014

Kresy Wschodnie 2014 r. (1). Dlaczego wracamy do Drohobycza

Wyjechaliśmy w piątek z Sanoka wcześnie rano, granicę przekroczyliśmy w Krościenku. W ogóle tym razem nie było żadnego czekania, ruch raczej niewielki. Wycieczek autokarowych nie ma - w obliczu obecnej sytuacji politycznej ludziska boją się wyjazdów (nawet zorganizowanych). Kiedy w Buczaczu rozmawialiśmy z panem, który pracuje tam w  muzeum i jest jednocześnie przewodnikiem, powiedział nam, że w tym roku nie ma wycieczek, może było kilka. Porównawczo w poprzednich latach przyjeżdżały nawet po dwie dziennie. Jedynymi zwiedzającym z Polski są turyści, którzy wybierają się prywatnie. Nam wyjazd odradzano. Okazało się, że tu w zachodniej Ukrainie jest na razie bardzo spokojnie, zagrożenia żadnego nie ma, ludzie prowadzą normalny tryb życia. W telewizji, którą oglądaliśmy w pokoju hotelowym, pokazywane są migawki z frontu walk, wtedy też były jeszcze zdjęcia "białego konwoju".
Jeżeli opinię pani, którą podwoziliśmy do Bóbrki, można uznać za reprezentatywną, to ukraińska część społeczeństwa zamieszkująca te tereny nie wierzy, że wojna może dojść do granic Polski. Kobieta stwierdziła, że wschód Ukrainy identyfikuje się z Rosją (np. młodzi tam studiują), a zachód z Polską. Dodała też, że oni (ci ze wschodu) nie znają życia na zachodzie (w domyśle bardziej dostatniego). Powiedziała też: "popatrzcie, te wszystkie domy, które tu się buduje, to dzięki temu, że ludzie pracują w Polsce  i we Włoszech".
No cóż czekamy na rozwój wypadków... Dlatego tyle w kwestii zagrożenia wojną.
Wracam do relacji z wycieczki. Dość szybko dotarliśmy do Drohobycza. Po drodze obejrzeliśmy, będący w remoncie, kościół św. Wawrzyńca w Chyrowie:



Kościół p.w. św. Wawrzyńca został wybudowany na początku XVIII w. Po II wojnie światowej został zamknięty. Przez jakiś czas mieścił się tam magazyn, później dom kultury. W 2010 r. kościół zwrócono wiernym po 18 latach starań

W Drohobyczu nie skupialiśmy się na wnikliwym zwiedzaniu zabytków, które widziałam poprzednim razem (relacja tu). Jednak nie można ich było zdecydowanie pominąć na naszej trasie wędrówki. Więc jeszcze raz odwiedziliśmy kościół św. Bartłomieja, w którym prace renowacyjne zdecydowanie się posunęły:


 


Chwilkę, jeszcze raz, zadumaliśmy się nad tablicą upamiętniającą miejsce śmierci Brunona Schulza:


Podziwialiśmy Wielką Synagogę zwana Chóralną (największa na terenie zachodniej Ukrainy i jedna z największych w Europie Środkowo-Wschodniej). Została zbudowana w latach 1842-1865.

 
 
Podczas II wojny światowej, po wkroczeniu wojsk niemieckich do miasta, synagoga została zdewastowana i przeznaczona na magazyn soli. Po zakończeniu wojny mieścił się w niej sklep meblowy.
 

Przez dziesięciolecia obiekt ulegał systematycznej degradacji i nie był remontowany.
Na początku lat 90. XX wieku synagoga została zwrócona lokalnej gminie żydowskiej. Obecnie odjęto przy niej prace remontowe.

Jeszcze rzut oka na miasteczko:



i targ:







A targ odbywa się tam w centrum miasta, na uliczkach nieopodal rynku. I nie są to wyłącznie stragany z owocami i warzywami, stoiska z ludowymi koszulami i bluzkami. Przyjeżdżają na targ "baby" handlujące tym, co spłodzi ziemia. Sprzedają swoje towary rozkładając na gazecie, tekturce: kukurydzę, pomidory, ogórki, ziemniaki, buraki, śliwki, grzyby itp. Obok siedzą te, które handlują mlekiem nalanym do plastikowych butelek i białym serem. A wszystko to w sercu - centrum miasteczka. Przy nich ogromne tłumy robiące sprawunki.