Strony

sobota, 3 maja 2014

Zwijarka do włóczki i inne historie

Zimno arktyczne doszło do nas. Cały dzień popadywał deszcz. Zdecydowaliśmy, że siedzimy w domu. Mąż poszedł z psami nad San, a ja w końcu zajęłam się czyszczeniem mojej archaicznej maszyny dziewiarskiej "Mody". Wymagała renowacji: zabrudzona, zapylona, z obluzowanymi częściami, pogubionymi śrubkami. Zajęło mi to kilka godzin: wyczyściłam, podokręcałam, wyregulowałam, wymieniłam uszkodzone igły.



Przy okazji sfotografowałam moje, równie archaiczne, zwijarki do włóczki. Niedawno pojawiły się na blogach dziewiarek posty o zwijarkach. Panie chwaliły się swymi pięknymi, nowymi zwijarkami do włóczek, opowiadały, gdzie je kupiły itd. Inne panie wyrażały pragnienie posiadania, tego jakże niezbędnego akcesorium dziewiarki... Wspomniałam wówczas w jakimiś  komentarzu o zwijarce, którą niedawno znalazłam na strychu u mamy. Moja mama kilkadziesiąt lat robiła na maszynie swetry. Miała jednopłytową poprzedniczkę "Mody" o nazwie "Kaszubka". Następnie skonstruowaną w jakimś zakładzie rzemieślniczym tzw. "przystawkę", która umożliwiała jej wykonywanie  ścągaczy. Później kupiła sobie maszynę dwupłytową; wtedy ja dorosłam i w moim posiadaniu znalazła się wspomniana wyżej "Moda", na której "machałam" swetry dorabiając sobie do skromnej pensji po studiach. Nosiło się wówczas swetry kimonowe, toteż robiłam takie trzy w weekend (łącznie ze zszywaniem). Ponieważ moja maszyna nie wykonywała ściągaczy, mama robiła je dla mnie na swej dwupłytówce. Później też kupiłam sobie maszynę dwupłytową, niestety nie opanowałam jej do końca (zrobiłam kilka swetrów) - w międzyczasie moda na dzianinę "domową" się skończyła, maszyny powędrowały do piwnicy i mój szanowny małżonek w czasie akcji sprzątania wyniósł na śmietnik prowadnice do dwupłytówki. Została mi sama maszyna, no i niezawodna "Moda", do której powracam co jakiś czas i wykonuję drobne dzianiny.
To była taka nieco przydługa dygresja, a miało być przecież o zwijarkach. Pierwsza prezentowana została mi po mojej maszynie dwupłytowej:




Włóczkę nawija się na tutki kartonowe lub plastikowe. Dla maszyny taka technika była odpowiednia, dla codziennego dziania ręcznego tutki z nawiniętą włóczką są niewygodne. Toteż za często nie korzystam z tego wynalazku.
Druga nawijarka należała do mamy - przypomniałam sobie o niej i przyniosłam ze strychu. Montowana była do stołu o tak:


gdyż w tej pozycji łatwiej nawijało się włóczkę. Ojciec zrobił w stole kuchennym specjalny otwór, by móc  w tej pozycji przykręcać zwijarkę.

 
Tak wygląda ten leciwy sprzęt; sparciały pasek i guma:
 


A trzeba przyznać, że zwijarka ta przepuściła przez siebie pewnie i miliony metrów. 
Można ją montować również w taki sposób:


Próbowałam przewijać włóczkę i idzie mi kiepsko - nitka mota się i supła.  Albo sprzęt jest już zbyt archaiczny, albo ja wyszłam z wprawy. Ponoć na strychu jest również i motowidło, ale mama broni jak lwica dojścia na strych i poszukiwań... Może kiedyś przy okazji uda mi się je odnaleźć.