Strony

wtorek, 19 lutego 2013

Podczas ostatniego weekendu

wybraliśmy się do Krakowa. Oj nieprosta to była wprawa dla nas. Raczej razem (czyli ja z mężem) wyjeżdżamy niezwykle rzadko (bo nie wszędzie można pojechać ze zwierzętami), a kiedy wyruszamy razem, psom trzeba zapewnić opiekę. Teraz było to jeszcze trudniejsze (bo zima). Ostatecznie mały pies poszedł do mojej mamy, która niezbyt chętnie, ale zaopiekowała się Tolką. Nie dziwię się mamie, jest już zdecydowanie starsza i sama ma wiele obowiązków. Z Ifą był większy problem. Początkowo przyjęliśmy wersję, że  zawieziemy ją do teściowej do Brzeska (są tam już dwa psy). Niestety teściowa się nie podjęła opieki: po pierwsze Ifunia wobec osób, których nie zna, nie zachowuje się zbyt przyjaźnie; po drugie nie mogliśmy jej zostawić w kojcu na zewnątrz, bo byłoby dla niej za zimno - jest nieprzyzwyczajona. No to zaczęłam szukać hoteliku - i w końcu znalazałam miejsce w "Psiej kości" pod Wieliczką. Rano przed wyjazdem w piątek wyekwipowaliśmy Tolkę w legowisko i zwieźliśmy do mamy. Ifka pojechała z nami - siedziała sobie na tylnym siedzeniu i patrzyła przez przednią szybę. Tak strasznie denerwowałam się faktem, że oddaję psicę w obce ręce, że nie mogłam o tym przestać myśleć. Zostawiłam psa zszokowanego tym, co jej robię. Dzwoniłam i do mamy, i do hoteliku, jak się nasze psy mają. I tak Tolka, przez te dni ponoć nic nie jadła, biedactwo nie sikało prawie 24 godziny (pierwsza doba), chociaż mama ją wyprowadzała, oczywiście na smyczy, bo przecież jest zbyt stara na bieganie za pieskiem. W domu Tola omijała mamę, którą przecież znała. I kiedy mama szła do kuchni, piesek umykał do pokoju; kiedy kobieta była w pokoju, mała spała na krześle kuchennym. Z legowiska mniej korzystała, bo zaanektowała je Usia (piesek - staruszka należący do mamy). Tola niesamowicie tęskniła - dopiero pod koniec pobytu sama przyszła do mamy.
Ifunia z kolei dostała miejsce w ogrzewanym pawilonie. Jednak obok były kojce z innymi pieskami głośno szczekającymi, co pewnie ją szokowało. Ponoć była grzeczna i w ogóle nieagresywna, raczej zdziwiona tym, co się wydarzyło. Kiedy ją odbieraliśmy w niedzielę po południu, psica długo nie mogła dojść do siebie z radości. U teściowej jednak pokazała wieczorem zęby i warczała na gospodarzy. Rano w poniedziałek jej się odmieniło i już była przyjemnym pieskiem, który dał się nawet pogłaskać. Ponoć zeżarła w kuchni szynkę przeznaczoną na  śniadanie (bo zachęcona przez otoczenie spuściłam ją ze smyczy). O tej szynce mąż powiedział mi dopiero w czasie drogi powrotnej.
Psy  wczoraj odsypiały stres. Ifka  spała tak mocno, jakby cały dzień biegała po lesie - tak była zmęczona. Okazało się, że z kolei Tolkę bolą uszy, więc zaaplikowałam jej krople...
No już jesteśmy w domu, w komplecie.

Oto dowód na to, że faktycznie byłam w Krakowie
 
A w Krakowie, wreszcie zwiedziłam Podziemia Rynku - szlak "Śladem europejskiej tożsamości  Krakowa". To interaktywne muzeum bardzo mi się podobało. Wcześniej już przecież zwiedzałam podobne: "Muzeum Powstania Warszawskiego" i muzeum browaru Guinnessa w Dublinie, więc ten typ ekspozycji mnie nie zaskoczył. Najbardziej jednak zdumiewające jest to, że chodząc po płycie  Rynku w Krakowie nie zawsze pamięta się, że tam w podziemiach kryje się bogactwo historii średniowiecznej miasta. Filmiki opowiadające o tejże historii są świetnie nakręcone i właściwie to późna pora wypędziła nas stamtąd. A można w podziemiach spędzić i cały dzień, bo obejrzenie samej ekspozycji to jedno, a pooglądanie filmów to zajęcie na kilka godzin.
Była jeszcze wyprawa do kina i połażenie po "Ikei".


"Słodkie" zdjęcia witryny " Krakowskiej manufaktury czekolady" (ul. Szewska)
 
 
 To też ul.  Szewska - specjalnie sfotografowałam witryny. Czytałam niedawno, że właściciele kamienic w ścisłym centrum Krakowa do 7 czerwca powinni dostosować elewacje budynków zgodnie przepisami o "Parku Kulturowym Stare Miasto", co oznacza konsultowanie wyglądu szyldów i reklam z plasytkiem miejskim, tak aby nie szpeciły centrum miasta; dało się już zauważyć, że pstrokacizna reklam znika z centrum Krakowa
 
Miło spędziliśmy czas, mnie jednak ciągle niepokoił los psów. Jednak zdecydowanie wolę, gdy któreś z nas zostaje w domu. W czerwcu czeka nas znów wyjazd na 3 dni (bez zwierząt) - tym razem na wesele.