dolazła dzisiaj do nas. W ciągu dnia artystycznie pruszył śnieżek (nie, nie leży go zbyt wiele), ot tak pocukrzył nieco świat, który w polach ładnie wyglądał (zimy raczej nie lubię), jednak aparatu ze sobą nie zabrałam, toteż fotek nie ma. Psy natomiast wybiegały się jak należy. Nawet Tola nie odpuściła i z wielkim samozaparciem "kicała" po wysokiej trawie. Wróciła do domu mokra po sam czubek ogonka.
Jednak chciałam o czymś innym napisać, a właściwie to sie pochwalić. Od Olqi przyszła do mnie świetna, śliczna torebka - odebrałam ją z poczty w czwartek wieczór, jednak dopiero dzisiaj zrobiłam fotki.
I zbliżenie na ozdóbkę:
Torebeczka jest nagrodą - zostałam nagrodzona za komentarz z radą - dodam jednak, że rada nie była moja, tylko Yust Me. Tyle, że ja koleżance z bloga Przytulisko pod wiązami poradziłam to, co i mnie poradzono - czyli przekazałam radyYust Me. No i Olqa uznała, że mnie nagrodzi - co jak widać okazało się bardzo miłą niespodzianką. Na razie torebeczkę powiesiłam sobie w sypialni naprzeciwko łóżka i "pasę" nią oczy. A Olce serdecznie dziękuję za wyróżnienie.
A taki "łup" wpadł w moje ręce w szmateksie.
No po co mnie tam poniosło?! Poszłam tylko zarejestrować się do lekarza i co? Szmateks z włóczkami jest nieopodal przychodni. A, tak tylko sobie zajrzałam... i w efekcie przekopałam dwa wielkie kosze z włóczkami, by kupić jej około kilograma. Na zdjęciu nie ma 50 dkg granatowego akrylu (nie wiem po co go kupiłam), pokazuję tylko wełnę: skarpetkową i piękną brązową oraz zgniłozieloną z pasmami beżu (te dwie ostatnie wiązane były w pasma po 10 g - dziwne no nie?) - zrobię z niej chustę. Kupiłam też po jednym motku brązowej bawełny i czerwonego kordonka. A najciekawsze jest to, że potrzeby rzeczywistej, by kupić włóczkę - nie miałam. Ot nałóg się odezwał...